Nie lubię wyjeżdżać bez niego. Nawet na jeden dzień, na chwilę, kawałek za miasto, do innej dzielnicy. Nie lubię i już. Nie lubię, bo ja bym chciała wszystko widzieć z nim, żeby on przy wszystkim był. Żeby też widział tę stłuczkę, tę kobietę, co się na lodzie wywaliła, tego niemiłego sprzedawcę. Żebym nie musiała mu tego później opowiadać, bo to już nie to samo. Wie Pani, ja bym chciała tak z nim krok w krok. Mówi Pani, że to za dużo? Że byśmy mieli siebie dość, że byśmy się sobą znudzili? Coś Pani powiem. Jak ludzie się kochają, ale tak naprawdę kochają, nie jak w filmach, cmok cmok i bieganie po łąkach za rączkę, tylko tak po całości, jak to się mówi, na zabój, jeśli ludzie oddaliby za siebie życie i jeśli serce im pęka na myśl o życiu bez siebie nawzajem, to nie ma takiej możliwości, żeby czas spędzony razem zabił to uczucie. Pamiętam jak zmarła moja ciotka i wuja bardzo po jej śmierci płakał i pamiętam, że kiedy nas odwiedził będąc w żałobie mój ojciec też zapłakał, bo nie wyobrażał sobie życia bez mamy. I ja myślę, droga Pani, że właśnie o to chodzi. O tę niemożność chociażby wyobrażenia sobie życia bez tego człowieka. A że ja nie umiem się rozstać nawet w drodze po bułki, no cóż, chyba kocham na zabój.
— nacpanaasoup - tumblr
Reposted from nacpanaasoup